wychowanie

Dzieci i wojna

Zacznijmy od zabawy dzieci w wojnę. Zabawa w wojnę towarzyszy dzieciństwu, niezależnie od tego, o jakich czasach mówimy. Także wtedy, gdy wojny były na porządku dziennym i większość chłopców sposobiona była od pewnego wieku do walki, dzieci bawiły się w wojnę. Zabawa jest formą oswajania się z trudnymi tematami. Daje możliwość eksperymentowania z różnymi rolami, stawania po różnych stronach i doświadczania siebie: tego, jaki jestem, na co mnie stać, gdzie są moje granice i ograniczenia. Zabawa jest zatem ważnym źródłem wiedzy o świecie i wiedzy o sobie. Dziecko bawiąc się wojnę doświadcza zarówno swojej słabości, jak i omnipotencji, własnego lęku i agresji. Dzieje się przy tym w świecie „na niby”, zawsze można ją przerwać, zmienić jej bieg, nie przynosi żadnych realnych konsekwencji. Zabawa w swojej funkcji rozwojowej nie może być zatem zjawiskiem negatywnym.

Zabawa w wojnę, jak każda inna zabawa, ma także funkcję autoterapeutyczną. I myślę, że w obecnych czasach ta rola ma duże znaczenie. Dotyczy to oczywiście przede wszystkim dzieci, które tej wojny bezpośrednio doświadczyły, czyli dzieci ukraińskich. Jest ich wokół nas dość sporo. Ale dotyczy też dzieci osób, które w jakiś sposób zaangażowane są w wojnę w Ukrainie – fizycznie, bądź emocjonalnie. Dzieci wolontariuszy, dzieci w rodzinach goszczących uchodźców, czy też dzieci rodziców, dziadków, którzy śledzą informacje o wojnie i żyją nimi. Wojna jest sprawą dorosłych, nie dzieci. Reakcje dzieci są zatem odbiciem reakcji dorosłych. Jeśli w domach przez cały dzień włączony jest kanał informacyjny, dorośli wymieniają się niepokojącymi informacjami o działaniach wojennych, zbrodniach, ofiarach i skutkach wojny dla Polski, dziecko przesiąka atmosferą niepokoju i zagrożenia. Tak z całą pewnością działo się w pierwszych tygodniach, czy nawet miesiącach wojny w Ukrainie. Zabawa pozwala te napięcia rozładować. Pozwala uporządkować świat, przywrócić sprawiedliwość, świat, w którym ofiary przestają cierpieć, a sprawcy zostają ukarani. W tym aspekcie także zabawa w wojnę ma wymiar pozytywny.

Co jest jednak bardzo ważne, to obecność przytomnego dorosłego w życiu, a więc także zabawie dziecka. Dorosłego, który będzie czuwał nad tym, żeby dziecko doświadczywszy trudnych emocji w zabawie, mogło znaleźć ukojenie, wyciszenie i mogło się wyregulować. Dorosłego, który pomoże dziecku w zabawie znaleźć dobre rozwiązanie. Dorosłego, który zainteresuje się zabawą dziecka, posłucha jak ta zabawa przebiegała i dopyta o odczucia dziecka. Wreszcie dorosłego, który nie będzie eskalował trudnych emocji poprzez krytykę, zabranianie, negację, czy też wyrażanie własnych napięć. Zatem, zanim dorosły zacznie ingerować w zabawę, powinien sam poradzić sobie z własnymi napięciami, niepokojami i frustracjami. A przede wszystkim, powinien umieć się bawić…

Druga ważna kwestia dotycząca korzyści płynących z zabawy, to pozostawienie jej na poziomie symbolicznym, tak bardzo, jak to tylko możliwe. Dzieciom do zabawy w wojnę wystarczy patyk, albo własne palce. Nie muszą mieć realistycznej broni, wydającej realistyczne dźwięki. Sprowadzenie zabawy w wojnę do realiów jest głęboko szkodliwe i, w mojej opinii, stanowi nadużycie dla rozwijającej się osobowości i tożsamości dziecka. Wpisują się w to także gry komputerowe.

Zadaniem dorosłych jest chronić dzieci przed wszelkiego rodzaju nadużyciami. Także w kwestii ekspozycji na treści brutalne i agresywne. Żadne prawo nie wyręczy w tym rodziców. Nie uważam, że trzeba zmieniać prawo. Trzeba edukować rodziców. Nie tylko w zakresie higieny technologicznej, ale także w zakresie budowania bezpiecznej więzi z dzieckiem. Uważam, że edukacja ta powinna się już odbywać na etapie szkoły rodzenia, czyli zanim dziecko pojawi się na świecie. Jeśli rodzic ma dobrą więź ze swoim dzieckiem, jest zainteresowany tym, co w wolnym czasie robi dziecko, jakie ma zainteresowania, co przeżywa, to zauważy, jeśli będzie się działo coś niepokojącego. Co więcej, dziecko samo mu o tym powie. W bezpiecznej więzi możliwe jest także adekwatne, bezprzemocowe stawianie granic. Dziecko ma wtedy szansę zrozumieć, a przynajmniej przyjąć, że pewnych rzeczy mu robić nie wolno. Więź z dzieckiem umożliwia także zaopiekowanie się emocjonalnymi skutkami niepokojących informacji, które do dziecka docierają. Bo nie łudźmy się, że uda nam się dzieci przed wszystkim ochronić. To nie byłoby też dobre. Pokazuje to dość brutalnie jednej z odcinków serialowego „Czarnego lustra”, w którym matka wszczepia dziecku implant, mający chronić je przed doświadczeniem przemocy i agresji. Dobrze jednak, żeby dzieci otrzymywały informacje o wojnie, kryzysie, epidemii nie bezpośrednio z mediów, ale przez filtr dorosłych. Ważne jest zatem to, jak sami dorośli radzą sobie z tymi sytuacjami. Jeśli mają trudność w zapanowaniu nad własnym lękiem i niepokojem, to zanim zaczną rozmowę z dzieckiem, warto, żeby sami zajęli się swoimi emocjami.

Wojna toczy się w Ukrainie, nie w Polsce. W Polsce jesteśmy bezpieczni. Nie latają Bayraktary, nie ma ostrzałów, nie trzeba się zbroić i uczyć strzelać. To jest rzeczywistość ludzi w Ukrainie. I to rzeczywistość, która nie zaczęła się pod koniec lutego tego roku. Z pewnością podejście do wojny, czujność, pewne umiejętności związane z samoobroną i przetrwaniem, wpisane są w historię tego narodu. Tę odległą i tę niedawną. W Polsce mogliśmy od tego na długie lata odpocząć. Tak więc zachowanie i działania ludzi w Ukrainie, będą odmienne niż w Polsce. Dotyczy to także wychowania dzieci, w tym także ich wychowania do wojny. My nie musimy wychowywać dzieci do wojny.

Posted by Anna Wąsik in Wspieranie rozwoju dziecka, wychowanie, 0 comments

Duchy z dziecięcego pokoju.

 

Kwiat lotosu zapuszcza swoje korzenie głęboko pod wodą, w mule. Ziarenko kiełkuje żywiąc się tym, co wydaje się odpadkami i brudem opadłym na dno jeziora. Następnie przebija się przez wodę i na jej powierzchni tworzy nieskazitelny, piękny kwiat, symbol doskonałości i odrodzenia.

Tak, jak lotos nie mógłby rozkwitnąć bez swojego początku w brudzie i błocie, tak prawdziwe człowieczeństwo i rozwój osobisty nie może istnieć bez trudu, mozołu i cierpienia. Nasiono – potencjał czegoś pięknego, tkwi uśpione pod mułem naszego jeziora. Może tam przeleżeć zapomniane i ignorowane przez resztę życia. Błoto to symbol naszej ciemnej strony – wszystkich trudnych, kłopotliwych emocji jak: gniew, pożądanie, zazdrość, lęk, przerażenie. Zwykle chcemy się ich pozbyć lub je zmienić, ale nie jest to łatwe, gdyż te wzorce emocjonalne są częścią naszego
rozwiniętego umysłu i są w nas głęboko zakorzenione na skutek gatunkowej walki o przeżycie i instynktu prokreacji. Jezioro symbolizuje głębię naszej duszy, a jego powierzchnia to granica między naszym nieświadomym doświadczeniem a świadomym życiem.  Podobnie jest z rodzicielstwem – jednym z najpiękniejszych i najtrudniejszych zarazem aspektów samorealizacji człowieka.

Psychologia rozwoju człowieka w toku jego życia, tzw. psychologia „life span” zakłada, że rozwój nie kończy się z momentem osiągnięcia dojrzałości fizjologicznej. Człowiek staje wobec coraz to nowych wyzwań, kryzysów rozwojowych, dylematów, które prowadzą go do większej integralności. W koncepcji Erika Eriksona, wartości wykształcone we wcześniejszych etapach rozwoju, takie, jak: nadzieja, wola, stanowczość, kompetencja, angażowanie się w zadania i miłość, w okresie średniej dorosłości prowadzą do realizacji potrzeby produktywności, która wyraża się w trosce o innych. Część ludzi realizuje ją poprzez rodzicielstwo. W czas rodzicielstwa wchodzimy wyposażeni w cnoty z poprzednich stadiów rozwojowych. Doświadczenie nie zawsze jednak przynosi nam zasoby – czasami staje się dla nas obciążeniem i utrudnia realizację kolejnych zadań. W początkowych etapach rozwoju jesteśmy uzależnieni od jakości opieki oraz naszej relacji z opiekunem. Z różnych względów może ona być niewystarczająca i utrudniać dziecku rozwój, zamiast go wspierać. Można powiedzieć, że zawsze możemy coś zarzucić swoim rodzicom: zbytnie pochłonięcie pracą, obowiązkami domowymi, brak kontroli nad agresją, uzależnienia, oziębłość, lub emocjonalną niedostępność, czy też nadmierną lękowość. Każdy z pewnością znajdzie „kamień”, którym może rzucić w swojego rodzica, mówiąc mu „to twoja wina”. Stopniowo jednak uzyskujemy coraz więcej autonomii i po pokonaniu kryzysu tożsamościowego w okresie dorastania, jesteśmy w stanie samodzielnie sterować naszym rozwojem. Uzyskujemy za niego odpowiedzialność. I tutaj pojawiają się pytania:

„Czy można być dobrym rodzicem, jeśli jako dziecko nie zaznało się dobrej relacji ze swoimi rodzicami?”

„Czy można poradzić sobie z nierozwiązanymi zadaniami rozwojowymi z dzieciństwa?”

„Czy można nadrobić to, co wydaje się stracone?”

Odpowiedź na te pytania musi być pozytywna. W innym wypadku nie byłby możliwy dalszy rozwój, zarówno w wymiarze ontogenetycznym, jak i filogenetycznym. Każdy z nas zna te deklaracje wypowiadane najczęściej w młodym wieku:

„Nie będę, jak moja matka!”

„Nie chcę być, jak mój ojciec!”

Pokonywanie własnych zranień i ograniczeń, leczenie traumy transgeneracyjnej, nie tylko jest możliwe ale także konieczne, żeby na poziomie własnego pokolenia zatrzymać to błędne koło.

Istnieją też deklaracje rodziców:

„Chcę, żebyś miał lepsze życie niż ja!”

„Chcę, żebyś była szczęśliwsza ode mnie!”

I z doświadczenia wiem, że są one bardzo prawdziwe. Rodzice dobrze życzą swoim dzieciom, nawet jeśli nie są najlepszymi opiekunami.

Dzieci obarczone są ryzykiem stania się „pojemnikiem” na nieprzerobione trudności rodziców z okresu ich dzieciństwa. Moment pojawienia się dziecka w rodzinie przywołuje reprezentację własnej wczesnej relacji rodzice – dziecko. Lęk i niepokój opiekuna wynikający z funkcji rodzicielskiej sprawia, że jest on szczególnie otwarty na kwestie związane z własnym dzieciństwem. Jest to moment, gdy otwierają się drzwi dla „duchów z dziecięcego pokoju.” I najbardziej właściwy czas, by się z tymi duchami rozprawić.

Trudności w relacji z dzieckiem będą się uaktywniać w momentach, w których specyfika problemów rozwojowych dziecka dotykać będzie przeszłych, nierozwiązanych konfliktów rodzica.

Jeśli rodzic nie był dobrze zaopiekowany we wczesnym okresie swojego życia, jeśli reakcja na jego podstawowe potrzeby: nakarmienia, przytulenia, opieki nie zawszy były zabezpieczane, najprawdopodobniej będzie mu trudno w kontakcie z bezbronnością własnego niemowlęcia. Przyczyny trudności zafiksowanych w tym okresie, nie muszą wynikać z zaniedbań rodzicielskich. Mogą być związane z fizyczną lub emocjonalną nieobecnością związaną z chorobą, pobytem w szpitalu, czy depresją. Mogą wynikać także z wcześniactwa, czy pobytu w inkubatorze. Pojawienie się w rodzinie małego dziecka jest szczególnym momentem. Z pewnością zaburza dotychczasowy porządek i wymusza zbudowanie nowego. Jest to moment szczególnej wrażliwości rodziny: z jednej strony dużej podatności na dobrą zmianę, z drugiej jednak dużej wrażliwości. Opieka nad małym dzieckiem – osobą skrajnie zależną i nieporadną, uaktywnia w rodzicach ich osobiste doświadczenia dotyczące słabości, zależności i braku kontroli. Jeśli w toku doświadczenia życiowego rodziców jako dzieci, nie było zgody na słabość i zależność, a podstawowe potrzeby były zagrożone, słabość i nieporadność ich dziecka skonfrontuje ich z własnymi emocjami. Słabość niemowlęcia napotka na dziecięcą słabość rodziców. Niemowlę i rodzice będą się nawzajem wzmacniać w trudnych emocjach związanych z doświadczaniem zależności – lęku i złości.

Zdarza się, że trudności rodzicielskie ujawniają się szczególnie w okresie treningu czystości, kiedy dziecko manifestuje swoją niezależność i bunt. Jeśli w tym okresie rodzic będąc dzieckiem był karcony, zawstydzany lub karany za przejawy niezależności, prawdopodobnie trudno mu będzie przyjąć niezależność swojego dziecka. Będzie się ona przejawiać w codziennej walce o to, kto będzie górą. Dziecko za wszelką cenę będzie chciało podkreślić swoje niezależne jestestwo – „Nie jestem tobą!” Będzie się to wyrażać poprzez wymuszanie, krzyk, zachowania, które rodzice często nazywają histerią. Wszyscy znamy przedszkolaka, który rzuca się na podłogę, odmawia współpracy, sabotuje poranne wyjścia z domu, uparcie załatwia grubszą sprawę za fotelem. Jeśli rodzic, wiedziony własnym bolesnym doświadczeniem z tego okresu, potraktuje te zachowania jako zachętę do walki o dominację i ją podejmie, wzmocni tylko zagubienie dziecka i własne, nakręcając spiralę agresji i wstydu.

Kolejny trudny dla rodziców czas to okres edypalny, w którym rodzic i dziecko spotykają się ze swoją genitalną seksualnością. Dziecko eksploruje swoje ciało, cieszy się nim, bada. Ucieleśnia swoje emocje i doświadczenia. Uczy się intymności z samym sobą po to, by umieć ją dzielić z innymi. Testuje też swoich rodziców, zachęcając ich do wejścia w trójkąt. Buduje sojusze (najczęściej z rodzicem przeciwnej płci) i tworzy wyimaginowanych wrogów (zazwyczaj z rodzicem tej samej płci). Jest to już wyższy poziom gry i pojawiają się bardziej złożone emocje, takie, jak: zazdrość, czy zawiść. Wszystko to jednak dzieje się „na niby”, jest zabawą, testowaniem, pewną grą, która dzieje się w rodzinie. To trudne wyzwanie dla rodzica, który ma problem z własnym ciałem, seksualnością, impulsywnością i spontaniczną częścią. Może tę zabawę potraktować zbyt poważnie. I tu możliwe są dwie reakcje: odpowiedź dorosłego seksualnością dorosłą, na seksualność dziecięcą, co bliskie jest nadużyciu i uwiedzeniu, albo brak odpowiedzi, dystans, oziębłość, ignorowanie. Jakkolwiek to się potoczy, zablokuje w dziecku tę część, która związana jest z samoakceptacją i zaufaniem własnemu ciału.

I wreszcie czas dorastania, który mieści w sobie wszystkie kryzysy poprzednich okresów. W kontakcie z nastolatkiem, rodzic narażony jest na kontakt z własną kruchością, bezradnością i zależnością, jednocześnie ogromną potrzebą autonomii i niezależności – potrzebami, które wzajemnie się wykluczają i którym nie jest łatwo dogodzić. „Nienawidzę cię! Nie odchodź!” Ten, kto dobrze ma w pamięci czas własnego dojrzewania lub ma kontakt z nastolatkami, wie, o czym mowa.

 

A jak to wszystko się zaczyna? Często w gabinecie pedagoga szkolnego, psychologa lub psychoterapeuty. Kiedy rodzic przyprowadza swoje dziecko z objawami: niepokoju, zaburzeń snu, zaburzeń odżywiania, trudności w wypróżnianiem, napadami lęku, depresją, samookaleczeniami, natręctwami, itd. Objawy te najczęściej są przejawem walki dziecka o normalność, o swoją niezależność i rozwój.

A jak to się może skończyć? Terapia dziecka to tylko jeden aspekt – nie zawsze zresztą konieczny. Im młodsze dziecko, tym większa rola rodziców w procesie jego zdrowienia. Jeśli znajdzie się osoba, która będzie mogła zaopiekować się emocjami i potrzebami rodzica, rodzic będzie w stanie zaopiekować się emocjami i potrzebami dziecka. Czasem wystarczy refleksja i odwaga do przywołania trudnych wspomnień z życzliwą osobą obok. Czasem potrzebna jest terapia. A z całą pewnością przyda się życzliwość, współczucie i świadomy kontakt z samym sobą.

„Jeśli ktoś usłyszy płacz matki, wtedy ona sama jest w stanie utulić swoje dziecko”  Selma Freiberg

Posted by Anna Wąsik in rodzicielstwo, rodzina, terapia dziecka, Wspieranie rozwoju dziecka, wychowanie

„Jestem z Ciebie dumny!” – jak wspierać dzieci w okresie pandemii.

Lato ucieka, wielkimi krokami zbliża się rok szkolny. Co roku o tej porze dzielę się z rodzicami pomysłami na to, jak przygotować dzieci do powrotu do szkoły, jak wpierać ich adaptację, szczególnie do przedszkola i pierwszej klasy. W tym roku nie wiem, co napisać…

Przed nami same niewiadome. Trudno zapewnić dzieciom poczucie bezpieczeństwa i wyposażyć w uspokajającą wiedzę, kiedy my sami – dorośli, tej wiedzy nie mamy, a z poczuciem bezpieczeństwa też pewnie jest różnie.

Dorośli na różne sposoby radzą sobie z poczuciem zagrożenia i niepewności. Jedni się zamartwiają, inni zwiększają zabiegi opiekuńcze i rzucają się w wir działań, jeszcze inni popadają w apatię czy złość. I to jest w porządku – każdy z nas ma swój indywidualny sposób reagowania na trudności, zgodny z naszym temperamentem i naszą historią. Ważne, by mieć świadomość swoich reakcji i mieć nad nimi kontrolę na tyle, by nasze – dorosłe zachowania nie obciążały dzieci.

Co możemy zrobić, jak przygotować siebie i jak wspierać dzieci w tym szczególnym czasie?

Myślę, że trzeba sięgnąć do tego, co dobrze znane i zawsze aktualne:

 

Dbaj o siebie. O swój dobrostan, o dobry czas, wewnętrzny spokój, równowagę w pracy i odpoczynku, balans między byciem dla innych a byciem dla siebie. Zdobywaj potrzebną ci wiedzę, która daje poczucie bezpieczeństwa i sprawczość, szukaj wsparcia u osób życzliwych, nabywaj nowych kompetencji.

Zapraszam wszystkich rodziców, którzy mają potrzebę wzmocnienia własnych kompetencji, mądrego wsparcia swoich dzieci, nabycia nowych kompetencji i narzędzi wychowawczych, a przede wszystkim zadbania o siebie, na grupowe zajęcia „Jestem z Ciebie dumny!” Zajęcia mają charakter warsztatowy i odbywać się będą w formie online na platformie Zoom raz w tygodniu. Program obejmuje 5 spotkań. Możliwa jest także kontynuacja spotkań online, jeśli taka będzie potrzeba grupy. Zajęcia wzbogacone będą przez praktyki uważności. Czas pandemii pozwolił mi na doświadczenie spotkań terapeutycznych i szkoleniowych w formie online – zarówno w charakterze uczestnika, jak i osoby prowadzącej. I jest to dla mnie dużym zaskoczeniem, jak głębokie relacje, więzi i treści może wnieść taka forma.

Jedyne o co musisz zadbać, to spokojne miejsce i czas! Ale przecież to każdy rodzic powinien umieć, jeśli chce dobrze służyć swoim dzieciom. To będzie dobra zaprawa w dbaniu o siebie!

Zapraszam serdecznie!

Szczegóły wkrótce, a poniżej opis programu „Jestem z Ciebie dumny!”

Warsztaty dla rodziców „Jestem z Ciebie dumny”.

Warsztaty „Jestem z Ciebie dumny” wywodzą się z filozofii Terapii Skoncentrowanej na Rozwiązaniu i odnoszą się do 15 kroków metody Kids Skills Bena Furmana. Mogą być prowadzone niezależnie lub w połączeniu z pracą nad trudnością dziecka programem „Dam radę”. Skierowany jest dla rodziców, opiekunów i wychowawców dzieci w wieku 7 -11 lat. Na warsztaty składa się pięć 2-godzinnych sesji. Sesja I koncentruje się na przeformułowaniu trudności dziecka na jego umiejętności i zasoby oraz możliwości wzmacniania  przez adekwatne komplementowanie. Na sesji II rodzice poznają swoje możliwości wpływania na dziecko i wzmacniania jego motywacji do zmiany. Sesja III nakierowana jest na budowanie sieci współpracy osób dorosłych, mających wpływ na wychowanie. Kolejne spotkanie pozwala przyjrzeć się bliżej zachowaniu dziecka, które rodzice spostrzegają jako trudne i możliwościom jego zmiany. Sesja V w 6 krokach uczy brania odpowiedzialności za swoje działania i wspierania dzieci w tym trudnym zadaniu. Cykl spotkań pozwala nabyć praktyczne umiejętności wspierania rozwoju dzieci, budowania ich pozytywnej samooceny oraz pokonywania trudności emocjonalnych i behawioralnych. Spotkania mają charakter warsztatowy i obejmują takie techniki, jak:

  • „Magiczna trójka”, czyli – jak doceniać dzieci, aby zachęcać je do dalszej zmiany?
  • „Dłoń narzekania vs. dłoń życzeń” czyli – jak wpływać na pozytywną zmianę zachowania?
  • Jak wzmacniać współpracę dzieci i rodziców?
  • „Program Dam Radę” w praktyce rodzicielskiej i wychowawczej, czyli – jak pomagać dzieciom rozwiązywać problemy?
  • „Kroki do odpowiedzialności”, czylijak reagować na niepożądane zachowania dziecka?
Posted by Anna Wąsik in Terapia Skoncentrowana na Rozwiązaniu, Wspieranie rozwoju dziecka, wychowanie

Jak wychowywać dzieci? (bajka chińska)

Pewnego dnia do mistrza przyszli zatroskani rodzice. Mają sześcioro dzieci: trzy córki i trzech synów, i ogarnia ich coraz większy strach, czy będą w stanie wychować ich na porządnych ludzi, którzy poradziliby sobie w życiu.

Jakie przekazać im wartości? Jak postępować? Jak kształcić?

– Na te pytania nie ma jednoznacznej odpowiedzi – powiedział mistrz. – Każde z waszych dzieci wymaga innego postępowania. To, co mogę wam poradzić, to kierować się w swoich relacjach z nimi kilkoma zasadami. Przede wszystkim powinniście pamiętać, że dzieciom możecie dać, tak naprawdę, tylko dwie rzeczy: korzenie i skrzydła. Korzenie to dom, rodzina i tradycja; opieka i pomoc; poszanowanie starszych, prawość i uczciwość w najdrobniejszych sprawach; ład i porządek moralny. Korzenie dadzą dobre umocowanie, podstawy i dobre wybicie do lotu. Dadzą też pewne lądowanie i świadomość, że zawsze jest takie miejsce, gdzie można bezpiecznie spocząć. Skrzydła zaś to otwartość na świat, wielkie horyzonty i zachęty do latania. To pokazanie, że w życiu jest dla każdego miejsce na jego lot, że cokolwiek się robi, można to robić wspaniale, być w tym wielkim. Warto rozwinąć skrzydła.

 

-To piękne, co mówisz – powiedział ojciec – ale wokół nas jest wiele rodzin, które starają się postępować zgodnie z tą zasadą, a ich dzieci, mające korzenie i skrzydła, wcale nie chcą latać. Jak postępować, aby chciały je rozwinąć i latać? Przecież nie mogę tego zrobić za nie!

-Dobrze powiedziałeś – odparł mistrz. – Nie rozwiniesz za nie skrzydeł i nie polecisz. Najwięcej błędów rodziców polega właśnie na tym, że chcą to robić za własne dzieci: wybrać najlepsze miejsce do startu, zapoznać z listą zagrożeń, uchronić przed upadkiem i poranieniem skrzydeł. Relacje między wami a dziećmi powinny być takie jak między łukiem i strzałą. Łuk i cięciwa to ojciec i matka, strzała to dziecko. Strzała trafia do celu i cieszy się, że go osiągnęła. Im cel był odleglejszy, tym większa satysfakcja. Ale kto napiął łuk? Kto wymierzył? Kto uwzględni! wiejący boczny wiatr? Strzała trafiła i się cieszy. Nie pamięta, skąd wyleciała. To dobrze. Ale powiedzcie mi, kto pójdzie po nagrodę? Na ko­go spłynie splendor: na strzałę czy łucznika? Jednak każdy dobry łucznik wie, że aby strzała trafiła do celu, musi być spełniony najważniejszy warunek.

-Musi być określony cel – przerwała matka.

-Tak, ale strzała nie trafi – odparł mistrz.

-Trzeba napiąć łuk.

-Tak, ale nie trafi.

-Trzeba odpowiednio przygotować strzałę.

-Tak, ale nie trafi.

-Trzeba dokładnie wycelować.

-Tak, ale nie trafi.

Rodzice wymieniali jeszcze kilkanaście różnych warunków, a mistrz z coraz większym rozbawieniem odpowiadał swoje „nie trafi”. W końcu, gdy rodzice byli już zupełnie zrezygnowani, rzekł:

– Strzała musi opuścić łuk i cięciwę. Trzeba ją wypuścić! Rozumiecie?

Rodzice roześmieli się wraz z mistrzem.

-Masz rację. Jakie to proste. Ale w swojej rodzicielskiej miłości chcielibyśmy mieć ich blisko siebie – powiedziała matka.

-Ich czy ich serca? – przerwał mistrz.

Po dłuższej chwili milczenia i zadumy matka odpowiedziała:

– Ich serca, aby były cały czas z nami.

-Aby wasze serca mogły być blisko, wasze domy muszą stać bardzo daleko – rzekł mistrz. – I jeszcze jedno: jesteście dobrymi, troskliwymi rodzicami. Kochacie swoje dzieci. Już to, że zdajecie sobie takie pytania, o tym świadczy. Niech tak będzie zawsze. Aby tak było, nie będą potrzebne wam te zasady, tylko miłość.

„Bajki chińskie czyli 108 opowieści dziwnej treści dla dorosłych”, Zbigniew Królicki, Wydawnictwo Ravi, 2009

Posted by Anna Wąsik in rodzina, Wspieranie rozwoju dziecka, wychowanie, zdrowie psychiczne, 0 comments