terapia dziecka

„Kiedy życie jest za trudne – o zaburzeniach dysocjacyjnych u dzieci i nietrafnych diagnozach.”

Historia nr 1.

„Ciągle wpada w kłopoty – albo wdaje się w bójki, albo znajduje się tam, gdzie nie powinien być, zdarza się, że przywłaszcza sobie nie swoje przedmioty. A do tego wszystkiego kłamie. Mówi, że to nie on, że nie wie, jak to się znalazło w jego plecaku, nie pamięta. Dla nauczycieli jest utrapieniem, a rodzice rówieśników nie pozwalają mu bawić się ze swoimi dziećmi, bo zawsze wychodzi z tego jakaś afera. Nie wiem dlaczego się tak zachowuje. Ma wszystko, spędzamy z nim dużo czasu, ma kochającą, dbającą rodzinę. Tak jakby prowokował różne sytuacje i nie wytrzymywał atmosfery szczęścia i spokoju”

To historia jakich wiele w gabinecie. Najczęściej dziecko z tego typu problemami trafia do psychiatry i otrzymuje diagnozę. Najpopularniejsze to ADHD, ODD – zespół zaburzeń opozycyjno – buntowniczych albo CD – zespół zaburzeń zachowania.

A to inna historia, nr 2.

„Nie słucha. Mówię po tysiąc razy i nic. Patrzy na mnie pustymi, bezmyślnymi oczami, albo marzy o niebieskich migdałkach. Dopiero na krzyk reaguje. W szkole też. Nie słucha, nic nie wynosi z lekcji. Jakby jej tam w ogóle nie było. Jak pytam, co w szkole, co było na obiad, to mówi, że nie pamięta. Jak śpiąca królewna. Czasami tak siedzi i się nie rusza. Dzieci nie chcą się z nią bawić, bo mówią, że jest dziwna. Mało mówi, a jak coś powie, to nie wiadomo, do czego to przyczepić. Zastanawiam się, czy nie jest przypadkiem upośledzona, albo może ma coś z mózgiem.”

Prawdopodobna diagnoza, po wykluczeniu niepełnosprawności intelektualnej i diagnozie neurologicznej: całościowe zaburzenia rozwoju, zaburzenia lękowe, mutyzm wybiórczy.

I jeszcze taka historia nr 3.

„Tylko by się bawiła. Wymyśla różne historie i sama już nie potrafi odróżnić, które się zdarzyły, a które nie. Ma wymyślonych przyjaciół. Lubi się przebierać. Każe do siebie mówić różnymi imionami. Czasem mówi, jak mała dziewczynka, a czasem jak mała – dorosła. Gdzie z nią nie wyjdę, tam wszyscy się na nas patrzą, bo zachowuje się dziwacznie. Nie lubi się bawić z innymi dziećmi, zawsze gdzieś z boku, w swoim świecie. Nawet w czasie nauki musi się bawić, wymyślać różne historie. Potem to wszystko tyle trwa. Bardzo mało płacze, jakby nic jej nie ruszało. Po trudnym zdarzeniu, bardzo szybko jest wesoła i wraca do zabawy. Jakby nic się nie stało. Ale jak już się rozpłacze, to nie może się uspokoić. Histeria na całego. Jest już za duża na takie zachowania.”

Diagnoza: całościowe zaburzenia rozwoju, schizofrenia dziecięca.

Każda z tych diagnoz ma swoje konsekwencje medyczne, terapeutyczne i społeczne. Każda z nich ma rokowania i prawdopodobny scenariusz rozwojowy. Każda z tych diagnoz może okazać się nietrafna, jeśli skupimy się na objawach i nie zbadamy dokładnie historii życia dziecka.

Historia nr 1 to opowieść o chłopcu w rodzinie zastępczej. Trafił do niej rok temu. Wcześniej wychowywany był w wielodzietnej rodzinie z problemem alkoholowym i przemocą. Dzieci niejednokrotnie zostawały same w domu, chociaż wszystkie były w wieku wczesno szkolnym i przedszkolnym. Często bywały głodne, zdarzało się, że w domu nie było ogrzewania w zimie. Rodzice albo byli fizycznie nieobecni, albo pod wpływem alkoholu.

Historia nr 2 opowiada o losach dziewczynki, która w wieku 2 lat zachorowała i przeszła poważną operację ratującą życie. Przez okres 1 roku nieustająco przebywała w szpitalu. Rodzice, ze względu na młodsze rodzeństwo i pracę, nie mogli być z nią cały czas. Przez kolejne kilka lat była jeszcze pod kontrolą specjalistów i okresowo przebywała na oddziale.

Historia nr 3 to przypadek molestowania seksualnego przez dziadka w okresie wczesnego dzieciństwa. Rodzice do dnia dzisiejszego nie wiedzą, co się działo.

Czy znając tylko zarys historii nr 1, 2 i 3 występujące objawy budzą zdziwienie? I czy rzeczywiście są przejawami zaburzeń psychicznych?

Chłopiec z historii nr 1 zrobi wszystko, by uprawomocnić swoje istnienie, zaznaczyć swoją obecność w świecie. Dziewczynka z historii nr 2 podejmuje rozpaczliwe próby ochrony siebie przed cierpieniem, przerażeniem, bólem i osamotnieniem poprzez zastyganie i nieczucie. Dziewczynka z historii nr 3 w świecie fantazji chroni siebie przed bolesną świadomością, że dorośli krzywdzą i nie zapewniają podstawowego bezpieczeństwa. Nie ma na kogo liczyć.

Zaburzenia dysocjacyjne, bo o nich jest tutaj mowa, to utrata świadomej kontroli nad niektórymi uczuciami, myślami i zachowaniami. To wszelkie względnie trwałe zaburzenia czy deficyty w zakresie integracji funkcji somatycznych, motorycznych, percepcji, emocji, pamięci, świadomości oraz tożsamości, jakie występują u dzieci w następstwie doświadczeń traumatycznych. Dysocjacja w swojej genezie ma znaczenie ochronne – pozwala przetrwać w sytuacji dużego zagrożenia dla bezpieczeństwa fizycznego, emocjonalnego i wewnętrznej integralności. Ma też znaczenie rozwojowe, ponieważ delikatna i nie w pełni rozwinięta psychika dziecka może nie radzić sobie z ilością bodźców i zdarzeń, których doświadcza. Jednym słowem, występuje także u dzieci w pewnym wieku i nie stanowi zaburzenia. Jeśli jednak dysocjacja utrzymuje się w czasie i znacząco wpływa na funkcjonowanie dziecka, powodując jego dezorganizację, prowadzi do poważnych zaburzeń w sferze psychicznej. Staje się utrwalonym, nieadaptacyjnym wzorcem reakcji organizmu na subiektywnie spostrzegane zagrożenie i ma niewielkie powiązanie z aktualnie doświadczaną sytuacją. Reakcje, które w przeszłości pełniły funkcję ochronną i umożliwiały przetrwanie, nie są adekwatne i potrzebne w czasie teraźniejszym. Uaktywnienie dysocjacji mogą powodować sytuacje, bodźce, które w jakiś sposób powiązane są z pierwotnym, traumatycznym doświadczeniem. Bodźce te nazywamy triggerami. Ich pojawienie się ma znaczenie subiektywne, nadawane przez dziecko w związku z jego historią i powoduje aktywowanie reakcji identycznej, jak w sytuacji z przeszłości. Najczęściej przerażenia, bólu, strachu. Dziecko broni się przed tymi doświadczeniami wszystkimi dostępnymi strategiami: dysregulacją zachowania, amnezją, zastygnięciem, porażeniem ruchowym, fantazjowaniem, kłamaniem. Co istotne, samo nie rozumie swojej reakcji, nie ma świadomości tego, co na nie oddziałuje i nie potrafi tego przerwać. W skrajnych przypadkach, dziecko może wewnątrz swojej psychiki stworzyć alternatywną osobowość, tożsamość, która świetnie radzi sobie z zagrożeniem, albo w ogóle go nie doświadcza. Obserwatorzy z zewnątrz doświadczają tego zaburzenia, jakby dziecko stawało się nagle kimś innym, przechodziło płynnie z jednego stylu reagowania w odmienny.

Zaburzenia dysocjacyjne mogą powstać na bazie traumatycznych doświadczeń, które dla większości ludzi kojarzą się z nieszczęściem, trudem i bólem. Mogą się jednak rozwinąć także u dzieci, które z jakiegoś powodu nie mogą stworzyć bezpiecznej, trwałej więzi ze swoimi rodzicami, opiekunami w dzieciństwie. Nieprawidłowa opieka nad dzieckiem, zaniedbanie potrzeb fizycznych, bytowych i emocjonalnych, może być źródłem zaburzeń. Nie zawsze jest to celowe, zawinione działanie dorosłych. Zdarza się, że sytuacja życiowa rodziny na to nie pozwala. Tak może być w przypadku poważnej choroby jednego z członków rodziny albo samego dziecka, samotnego rodzicielstwa, śmierci i żałoby, a także zaburzeń psychicznych dorosłych.

Psychoterapia dzieci z zaburzeniami dysocjacyjnymi jest procesem wieloetapowym i wieloletnim. Wymaga szczegółowego etapu diagnostycznego, obejmującego wykluczenie innych zaburzeń, przede wszystkim związanych z nieprawidłowościami w zakresie rozwoju układu nerwowego, integracji sensorycznej, chorób genetycznych. W rozpoznaniu różnicowym kluczowy jest wywiad i poznanie historii dziecka. Wymaga to bliskiej i życzliwej współpracy z rodzicami lub opiekunami. Rodzice są nie tylko źródłem informacji ale przede wszystkim sojusznikami zmiany terapeutycznej, a często jej narzędziami.

Anna Wąsik

Posted by Anna Wąsik in terapia dziecka, zdrowie psychiczne, 0 comments

Duchy z dziecięcego pokoju.

 

Kwiat lotosu zapuszcza swoje korzenie głęboko pod wodą, w mule. Ziarenko kiełkuje żywiąc się tym, co wydaje się odpadkami i brudem opadłym na dno jeziora. Następnie przebija się przez wodę i na jej powierzchni tworzy nieskazitelny, piękny kwiat, symbol doskonałości i odrodzenia.

Tak, jak lotos nie mógłby rozkwitnąć bez swojego początku w brudzie i błocie, tak prawdziwe człowieczeństwo i rozwój osobisty nie może istnieć bez trudu, mozołu i cierpienia. Nasiono – potencjał czegoś pięknego, tkwi uśpione pod mułem naszego jeziora. Może tam przeleżeć zapomniane i ignorowane przez resztę życia. Błoto to symbol naszej ciemnej strony – wszystkich trudnych, kłopotliwych emocji jak: gniew, pożądanie, zazdrość, lęk, przerażenie. Zwykle chcemy się ich pozbyć lub je zmienić, ale nie jest to łatwe, gdyż te wzorce emocjonalne są częścią naszego
rozwiniętego umysłu i są w nas głęboko zakorzenione na skutek gatunkowej walki o przeżycie i instynktu prokreacji. Jezioro symbolizuje głębię naszej duszy, a jego powierzchnia to granica między naszym nieświadomym doświadczeniem a świadomym życiem.  Podobnie jest z rodzicielstwem – jednym z najpiękniejszych i najtrudniejszych zarazem aspektów samorealizacji człowieka.

Psychologia rozwoju człowieka w toku jego życia, tzw. psychologia „life span” zakłada, że rozwój nie kończy się z momentem osiągnięcia dojrzałości fizjologicznej. Człowiek staje wobec coraz to nowych wyzwań, kryzysów rozwojowych, dylematów, które prowadzą go do większej integralności. W koncepcji Erika Eriksona, wartości wykształcone we wcześniejszych etapach rozwoju, takie, jak: nadzieja, wola, stanowczość, kompetencja, angażowanie się w zadania i miłość, w okresie średniej dorosłości prowadzą do realizacji potrzeby produktywności, która wyraża się w trosce o innych. Część ludzi realizuje ją poprzez rodzicielstwo. W czas rodzicielstwa wchodzimy wyposażeni w cnoty z poprzednich stadiów rozwojowych. Doświadczenie nie zawsze jednak przynosi nam zasoby – czasami staje się dla nas obciążeniem i utrudnia realizację kolejnych zadań. W początkowych etapach rozwoju jesteśmy uzależnieni od jakości opieki oraz naszej relacji z opiekunem. Z różnych względów może ona być niewystarczająca i utrudniać dziecku rozwój, zamiast go wspierać. Można powiedzieć, że zawsze możemy coś zarzucić swoim rodzicom: zbytnie pochłonięcie pracą, obowiązkami domowymi, brak kontroli nad agresją, uzależnienia, oziębłość, lub emocjonalną niedostępność, czy też nadmierną lękowość. Każdy z pewnością znajdzie „kamień”, którym może rzucić w swojego rodzica, mówiąc mu „to twoja wina”. Stopniowo jednak uzyskujemy coraz więcej autonomii i po pokonaniu kryzysu tożsamościowego w okresie dorastania, jesteśmy w stanie samodzielnie sterować naszym rozwojem. Uzyskujemy za niego odpowiedzialność. I tutaj pojawiają się pytania:

„Czy można być dobrym rodzicem, jeśli jako dziecko nie zaznało się dobrej relacji ze swoimi rodzicami?”

„Czy można poradzić sobie z nierozwiązanymi zadaniami rozwojowymi z dzieciństwa?”

„Czy można nadrobić to, co wydaje się stracone?”

Odpowiedź na te pytania musi być pozytywna. W innym wypadku nie byłby możliwy dalszy rozwój, zarówno w wymiarze ontogenetycznym, jak i filogenetycznym. Każdy z nas zna te deklaracje wypowiadane najczęściej w młodym wieku:

„Nie będę, jak moja matka!”

„Nie chcę być, jak mój ojciec!”

Pokonywanie własnych zranień i ograniczeń, leczenie traumy transgeneracyjnej, nie tylko jest możliwe ale także konieczne, żeby na poziomie własnego pokolenia zatrzymać to błędne koło.

Istnieją też deklaracje rodziców:

„Chcę, żebyś miał lepsze życie niż ja!”

„Chcę, żebyś była szczęśliwsza ode mnie!”

I z doświadczenia wiem, że są one bardzo prawdziwe. Rodzice dobrze życzą swoim dzieciom, nawet jeśli nie są najlepszymi opiekunami.

Dzieci obarczone są ryzykiem stania się „pojemnikiem” na nieprzerobione trudności rodziców z okresu ich dzieciństwa. Moment pojawienia się dziecka w rodzinie przywołuje reprezentację własnej wczesnej relacji rodzice – dziecko. Lęk i niepokój opiekuna wynikający z funkcji rodzicielskiej sprawia, że jest on szczególnie otwarty na kwestie związane z własnym dzieciństwem. Jest to moment, gdy otwierają się drzwi dla „duchów z dziecięcego pokoju.” I najbardziej właściwy czas, by się z tymi duchami rozprawić.

Trudności w relacji z dzieckiem będą się uaktywniać w momentach, w których specyfika problemów rozwojowych dziecka dotykać będzie przeszłych, nierozwiązanych konfliktów rodzica.

Jeśli rodzic nie był dobrze zaopiekowany we wczesnym okresie swojego życia, jeśli reakcja na jego podstawowe potrzeby: nakarmienia, przytulenia, opieki nie zawszy były zabezpieczane, najprawdopodobniej będzie mu trudno w kontakcie z bezbronnością własnego niemowlęcia. Przyczyny trudności zafiksowanych w tym okresie, nie muszą wynikać z zaniedbań rodzicielskich. Mogą być związane z fizyczną lub emocjonalną nieobecnością związaną z chorobą, pobytem w szpitalu, czy depresją. Mogą wynikać także z wcześniactwa, czy pobytu w inkubatorze. Pojawienie się w rodzinie małego dziecka jest szczególnym momentem. Z pewnością zaburza dotychczasowy porządek i wymusza zbudowanie nowego. Jest to moment szczególnej wrażliwości rodziny: z jednej strony dużej podatności na dobrą zmianę, z drugiej jednak dużej wrażliwości. Opieka nad małym dzieckiem – osobą skrajnie zależną i nieporadną, uaktywnia w rodzicach ich osobiste doświadczenia dotyczące słabości, zależności i braku kontroli. Jeśli w toku doświadczenia życiowego rodziców jako dzieci, nie było zgody na słabość i zależność, a podstawowe potrzeby były zagrożone, słabość i nieporadność ich dziecka skonfrontuje ich z własnymi emocjami. Słabość niemowlęcia napotka na dziecięcą słabość rodziców. Niemowlę i rodzice będą się nawzajem wzmacniać w trudnych emocjach związanych z doświadczaniem zależności – lęku i złości.

Zdarza się, że trudności rodzicielskie ujawniają się szczególnie w okresie treningu czystości, kiedy dziecko manifestuje swoją niezależność i bunt. Jeśli w tym okresie rodzic będąc dzieckiem był karcony, zawstydzany lub karany za przejawy niezależności, prawdopodobnie trudno mu będzie przyjąć niezależność swojego dziecka. Będzie się ona przejawiać w codziennej walce o to, kto będzie górą. Dziecko za wszelką cenę będzie chciało podkreślić swoje niezależne jestestwo – „Nie jestem tobą!” Będzie się to wyrażać poprzez wymuszanie, krzyk, zachowania, które rodzice często nazywają histerią. Wszyscy znamy przedszkolaka, który rzuca się na podłogę, odmawia współpracy, sabotuje poranne wyjścia z domu, uparcie załatwia grubszą sprawę za fotelem. Jeśli rodzic, wiedziony własnym bolesnym doświadczeniem z tego okresu, potraktuje te zachowania jako zachętę do walki o dominację i ją podejmie, wzmocni tylko zagubienie dziecka i własne, nakręcając spiralę agresji i wstydu.

Kolejny trudny dla rodziców czas to okres edypalny, w którym rodzic i dziecko spotykają się ze swoją genitalną seksualnością. Dziecko eksploruje swoje ciało, cieszy się nim, bada. Ucieleśnia swoje emocje i doświadczenia. Uczy się intymności z samym sobą po to, by umieć ją dzielić z innymi. Testuje też swoich rodziców, zachęcając ich do wejścia w trójkąt. Buduje sojusze (najczęściej z rodzicem przeciwnej płci) i tworzy wyimaginowanych wrogów (zazwyczaj z rodzicem tej samej płci). Jest to już wyższy poziom gry i pojawiają się bardziej złożone emocje, takie, jak: zazdrość, czy zawiść. Wszystko to jednak dzieje się „na niby”, jest zabawą, testowaniem, pewną grą, która dzieje się w rodzinie. To trudne wyzwanie dla rodzica, który ma problem z własnym ciałem, seksualnością, impulsywnością i spontaniczną częścią. Może tę zabawę potraktować zbyt poważnie. I tu możliwe są dwie reakcje: odpowiedź dorosłego seksualnością dorosłą, na seksualność dziecięcą, co bliskie jest nadużyciu i uwiedzeniu, albo brak odpowiedzi, dystans, oziębłość, ignorowanie. Jakkolwiek to się potoczy, zablokuje w dziecku tę część, która związana jest z samoakceptacją i zaufaniem własnemu ciału.

I wreszcie czas dorastania, który mieści w sobie wszystkie kryzysy poprzednich okresów. W kontakcie z nastolatkiem, rodzic narażony jest na kontakt z własną kruchością, bezradnością i zależnością, jednocześnie ogromną potrzebą autonomii i niezależności – potrzebami, które wzajemnie się wykluczają i którym nie jest łatwo dogodzić. „Nienawidzę cię! Nie odchodź!” Ten, kto dobrze ma w pamięci czas własnego dojrzewania lub ma kontakt z nastolatkami, wie, o czym mowa.

 

A jak to wszystko się zaczyna? Często w gabinecie pedagoga szkolnego, psychologa lub psychoterapeuty. Kiedy rodzic przyprowadza swoje dziecko z objawami: niepokoju, zaburzeń snu, zaburzeń odżywiania, trudności w wypróżnianiem, napadami lęku, depresją, samookaleczeniami, natręctwami, itd. Objawy te najczęściej są przejawem walki dziecka o normalność, o swoją niezależność i rozwój.

A jak to się może skończyć? Terapia dziecka to tylko jeden aspekt – nie zawsze zresztą konieczny. Im młodsze dziecko, tym większa rola rodziców w procesie jego zdrowienia. Jeśli znajdzie się osoba, która będzie mogła zaopiekować się emocjami i potrzebami rodzica, rodzic będzie w stanie zaopiekować się emocjami i potrzebami dziecka. Czasem wystarczy refleksja i odwaga do przywołania trudnych wspomnień z życzliwą osobą obok. Czasem potrzebna jest terapia. A z całą pewnością przyda się życzliwość, współczucie i świadomy kontakt z samym sobą.

„Jeśli ktoś usłyszy płacz matki, wtedy ona sama jest w stanie utulić swoje dziecko”  Selma Freiberg

Posted by Anna Wąsik in rodzicielstwo, rodzina, terapia dziecka, Wspieranie rozwoju dziecka, wychowanie

Dziecko w gabinecie psychologa. Część II

Zazwyczaj tym, co przyprowadza rodziców z dziećmi do gabinetu jest PROBLEM. Problem może dotyczyć różnych aspektów funkcjonowania: radzenia sobie z emocjami, mobilizacji do nauki, trudności z realizacją poleceń, niechęcią do jedzenia, zaburzenia rytmu dnia, nadużywania komputera, i innych. Jeśli dochodzi do wizyty, to prawdopodobnie problem jest już na tyle duży, że rodzina sama nie potrafi sobie z nim poradzić. Problem najczęściej dezorganizuje życie dziecka i jego otoczenia, rodząc kolejne trudności. Bywa, że przesłania codzienne radości, działa destrukcyjnie na relacje i samoocenę. Problem robi się jak wielka czarna dziura, która pochłania wszystko, co dobre. Przychodząc na konsultację rodzice są pochłonięci problemem. Mają przemożną potrzebę zagłębiania się w jego istotę, pokazywania jego charakteru i szczegółów. Konfrontacja z problemem i „wyłożenie” go w całości na stole w gabinecie psychologa, jest bardzo ważnym elementem terapii. Rodzice są tak przytłoczeni i zmęczeni doświadczaniem problemu, że mają potrzebę ciągle o nim mówić i skarżyć się na jego charakter. Taka jest ich aktualna perspektywa życiowa i psycholog powinien w tej perspektywie się zagłębić. Ale tylko na jakiś czas. Perspektywa problemowa koncentruje się na słabościach i porażkach, a one nie dają nadziei. W trakcie konsultacji wstępnych perspektywa rodziców powinna zmienić się z problemowej na nastawioną na zasoby i rozwiązanie. Nie jest to prosta transformacja i wymaga wsparcia psychologa.

Można zacząć od potrzeb – „czego potrzebuję jako rodzic?”, „na czym ma polegać zmiana?”, „po czym poznam, że zmiana się dokonała?”, „czego oczekuję od dziecka”, „jakich zachowań”, „jak dziecko ma się zachowywać zamiast?”, „czego potrzebuję w miejsce problemu?”

Odpowiedź na te pytania z perspektywy problemowej nie jest prosta. Bardzo często rodzice odpowiadają na nie wracając do problemu – „chcę, żeby problem zniknął”, „oczekuję, że dziecko nie będzie tak się zachowywać”. Bardzo trudno jest sformułować odpowiedź w sposób pozytywny, czyli określić swoje potrzeby, oczekiwania i cele. Są one jednak niezbędne, żeby wyglądnąć spoza problemu i zobaczyć możliwości jego rozwiązania. Z tej perspektywy można doświadczyć mocnych stron i możliwości własnych i dziecka, zobaczyć co działa i z czego mogę skorzystać. Zmiana perspektywy problemowej na nastawioną na rozwiązanie jest szczególnie trudna z rodzicami – z dziećmi idzie już znacznie lepiej. Różnica między dorosłymi a dziećmi polega na tym, że dorośli chętnie przyjmują perspektywę problemową i chętnie o niej mówią. Dzieci odwrotnie – nie lubią rozmawiać o swoich problemach, chętnie natomiast rozmawiają o swoich sukcesach i podejmują wyzwanie, by nauczyć się nowych umiejętności. Jest im oczywiście po stokroć łatwiej jeśli rodzice widzą zasoby dziecka i kibicują mu w osiąganiu sukcesu. Zmiana polega zatem na przeformułowaniu problemu na UMIEJĘTNOŚĆ, której dziecko może się nauczyć.

Anna Wąsik

Posted by Anna Wąsik in terapia dziecka, Terapia Skoncentrowana na Rozwiązaniu, Wspieranie rozwoju dziecka, 0 comments

Dziecko w gabinecie psychologa. Część I

Jak przygotować siebie i dziecko na wizytę w gabinecie psychologa? Co może się podziać w trakcie wizyty? Jakie oczekiwania mogą zostać zrealizowane  w konsultacji lub terapii? Jakie są kompetencje psychologa, psychoterapeuty.

Zapraszam na cykl postów przygotowujących rodziców do kontaktu z psychologiem.

Dziecko do gabinetu psychologa zawsze przychodzi z rodzicami, chociaż nie zawsze to rodzice są inicjatorami wizyty. Często zdarza się, że samo dziecko widzi trudność w swoim życiu, z którą nie potrafi sobie poradzić samo albo przy wsparciu znanych dorosłych. Czasem dziecko posiada całkiem dobrą wiedzę i świadomość tego, kim jest psycholog, a czasem po prostu czuje, że potrzebna jest osoba spoza rodziny, która wesprze ją w radzeniu sobie z problemem. Bywa i tak, że przychodzą ponownie dzieci, które wcześniej były już ze mną w kontakcie i same widzą konkretną potrzebę kolejnej konsultacji. Jakkolwiek by się to nie zaczynało, rodzic jest ważnym elementem w terapii dziecka i bez niego w terapii niewiele będzie możliwe. Jaką zatem rolę ma rodzic i jak może wspierać proces terapii?

Od czego zacząć? Od kontaktu telefonicznego, bądź przez komunikator na gabinetowej stronie Facebooka. Potrzebne informacje na tym etapie to wiek i płeć dziecka oraz przyczyna zgłoszenia. Nie jest to moment na szczegółowe opisywanie problemu. Na częste pytanie „Od czego zacząć?” najlepsza jest odpowiedź – „Proszę zacząć od tego, co wydaje się najważniejsze”.

Na pierwsze spotkanie zapraszam samych rodziców bez dziecka. Dlaczego samych rodziców, skoro problem dotyczy dziecka? Duża część tego spotkania niewiele będzie miała wspólnego z samym dzieckiem i jego problemem, chociaż poruszane w nim tematy będą kluczowe w rozumieniu specyfiki dziecka. Jest to czas na rozmowę w gronie dorosłych o tym, jak rodzice spostrzegają funkcjonowanie dziecka oraz jaka jest jego historia. Trudności nie biorą się znikąd – mają swoją przyczynę. Czasem wynikają ze specyfiki układu nerwowego dziecka, często są specyficzne dla etapu w rozwoju, mogą wynikać z doświadczeń życiowych, a niejednokrotnie związane są z historią rodziny. Zebranie dokładnego wywiadu pozwala określić prawdopodobne źródło trudności i ukierunkować dalsze działania. Zbierając wywiad od rodziców psycholog zapyta o historię ich związku, czas, w jakim dziecko pojawiło się w ich rodzinie (stresy, obciążenia, poczucie satysfakcji z życia, strukturę rodziny i relacje), czy dziecko było planowane i oczekiwane, jak przebiegała ciąża i poród, rozwój w okresie noworodkowym i niemowlęcym, jakość snu i jedzenia, adaptowanie się do zmian. Przed wizytą u psychologa warto usiąść wspólnie i przypomnieć sobie wszystkie te momenty z życia rodziny – fakty i realne zdarzenia ale także klimat tego czasu i osobiste wspomnienia. Zdarza się, że przy zbieraniu wywiadu, a szczególnie tej części, która odnosi się do początku ciąży, rodzice dotykają intymnych, trudnych spraw związanych z relacjami rodzinnymi i własnymi przeżyciami, które niewiele mają wspólnego z samym dzieckiem a wiedza o nich stanowiłaby dla dziecka obciążenie. Na pierwszym spotkaniu psycholog zapyta także o obecną strukturę rodziny, relacje, styl życia, obciążenia, priorytety rodzinne i osobiste dorosłych. Może się zdarzyć, że wstępna konsultacja z rodzicami będzie wymagała dwóch spotkań.

Po zebraniu pełnego wywiadu przychodzi moment na rozmowę o przyczynie wizyty. O tym, jak przygotować się na ten etap konsultacji – w kolejnym poście. Zapraszam!

Anna Wąsik

Posted by Anna Wąsik in terapia dziecka, 0 comments