W rozmowach z rodzicami dzieci małych i dużych jak bumerang powraca temat kar. Coraz częściej słyszę na szczęście – CZY KARAĆ a pytanie o to JAK KARAĆ pojawia się coraz rzadziej. Rodzice mają wątpliwość w skuteczność tego narzędzia, bo widzą, że efekty są chwilowe lub żadne.
Dlaczego kary nie działają:
- Kara koncentruje uwagę dziecka na strachu przed nią a nie na konsekwencjach zachowania. To czego dziecko będzie chciało w przyszłości uniknąć, to kara, a nie niepożądane zachowanie. A tam, gdzie u podłoża działania jest strach, blisko już do przemocy.
- Kara uruchamia mechanizmy przemocowe – dziecko uczy się, że można wykorzystać przewagę (siły, wieku, zależności), żeby wymusić zachowanie.
- Kara wypruwa z empatii – zarówno dziecko, jak i rodzica. Koncentrując się na karze dziecko nie myśli o naturalnych konsekwencjach (np. o tym, że bratu jest przykro z powodu zniszczonej zabawki). Rodzic z kolei, żeby móc zastosować karę musi wyzbyć się umiejętności współodczuwania z dzieckiem, stanąć po przeciwnej stronie i zapomnieć o potrzebie dziecka, która prowadziła do niepożądanego zachowania.
- Za każdym zachowaniem, nawet tym niepożądanym, stoi potrzeba. Poprzez karanie dziecko uczy się, że dbanie o własne potrzeby nie jest dobre.
- Karanie wprawia w ruch mechanizm, który bardzo trudno zatrzymać. Dziecięcy mózg szybko uczy się ignorować niedogodność związaną z karą i żeby kara działała musi być coraz bardziej dotkliwa. W ten sposób rodzic wpada do dołka, który sam wykopał.
- Kara nie uczy odpowiedzialności – danie dziecku kary kończy proces uczenia i stawia odpowiedzialność na zewnątrz dziecka, po stronie rodzica. Dziecko nie czuje, że ma jeszcze coś do zrobienia, np. przeprosić, naprawić szkodę, przytulić.
- Kara koncentruje doświadczenie dziecka wokół nieprzyjemnych emocji – strachu i złości i pozostawia z nimi dziecko samo. Każda sytuacja trudna, konfliktowa będzie mu się kojarzyła z tymi emocjami i samotnością. Nie będzie miało doświadczenia pozytywnego rozwiązania konfliktu, który zbliża, daje poczucie ulgi, siły i rozwija relację.
No to może konsekwencja?
Jak wymagać od dziecka? Jak wyciągać konsekwencje z niepożądanych zachowań? Jakim argumentem powstrzymać dziecko przed takim zachowaniem?
Często pod tymi pytaniami kryje się niewyrażona wprost potrzeba kontrolowania dziecka i wymuszania odpowiedniego zachowania. W sytuacji, gdy dziecko jest inteligentne i dość uparte sprawa jest trudna i mocno frustrująca dla rodziców. Często słyszę „Na niego nic nie działa”, „Jej na niczym nie zależy”. Zaczynamy wtedy szukać sposobu na dziecko – jak je podjeść, oszukać, żeby wyszło na nasze. Pojawia się silna potrzeba zapanowania nad dzieckiem. „Nie mogę teraz odpuścić, bo już zawsze będzie wymuszać”. Postawa rodzica – konfrontująca, opozycyjna, u dziecka automatycznie wymusza podobną reakcję – bunt, opozycję, sprzeciw. I jest to zdrowa, naturalna reakcja. Dziecko próbuje się „nie dać”, walczy o swoją potrzebę i autonomię. Chyba, że się boi – wtedy najczęściej się podporządkowuje, rzadziej przechodzi do aktywnej, niekontrolowanej agresji.
Zamiast skupiać się na konsekwencjach, popatrzmy na potrzeby dziecka. To wymaga chwili zatrzymania, czasu bez reakcji, za to w pełnym kontakcie z dzieckiem – co się z nim dzieje, jakie emocje przeżywa, jakie potrzeby wyraża przez swoje zachowanie. Dla kochającego, uważnego rodzica (a przecież wszyscy tacy jesteśmy) adekwatna reakcja nie będzie wtedy problemem. Czasem dziecko będzie szukało uwagi, bliskości i trzeba mu ją dać zamiast zastanawiać się nad wychowawczymi konsekwencjami. Czasem będzie wyrażać swoją złość i frustrację, sygnalizować, że naruszone zostały jego granice – wtedy trzeba wspólnie przyjrzeć się tym emocjom i dać im miejsce. Będzie i tak, że zachowanie dziecka będzie wyrażać jego potrzeby fizyczne – złe samopoczucie, zmęczenie i tymi potrzebami trzeba się zająć. Może się też zdarzyć, że dziecko będzie sprawdzać, gdzie są jego granice – wtedy trzeba mu je łagodnie i z miłością pokazać, nie odpowiadając na zachętę do konfrontacji.
A kiedy jest już spokojnie i bezpiecznie to można porozmawiać. Jeśli jesteśmy przekonani, że mamy sprytne dziecko, które dobrze wie, co działa na rodzica i jak go zdenerwować (często to właśnie słyszę od rodziców), to mamy też świetnego partnera do rozmowy. Dzieci lubią rozmawiać o sobie, szczególnie wtedy, gdy dorosły traktuje dziecko poważnie, jest na nim skupiony i w sposób nieinwazyjny pomaga mu rozumieć swoje reakcje. Dzieci lubią też umawiać się i mają silne poczucie sprawiedliwości.
Zapomnijmy o konsekwencjach!
Anna Wąsik